sobota, 20 lutego 2016

Również i Ty mogłeś zostać "Bolkiem". Czarne i białe - a co z szarym?


Świat obiegła wieść o szafie Kiszczaka. Spekulacje na temat Wałęsy vel Bolka pojawiały się od dawna, teraz zaś zdały się potwierdzać. Wszystkich ogarnął szok i niedowierzanie na myśl o tym, że kluczowa postać Solidarności mogłaby współpracować z komunistycznymi władzami. Nie dysponuję odpowiednimi narzędziami, by weryfikować historię i tworzyć naukowe wywody. Post mój jest czysto hipotetyczny i wypływa z emocji, które mną targają. Dociekanie prawdy i ustalanie faktów zostawiam służbom i jednostkom do tego przeszkolonym. Chciałabym jedynie nakreślić pewien obraz psychologiczny.

Cierpienie oraz śmierć w obronie idei i przekonań największe znaczenie zyskało w wymiarze religijnym. Męczennik, jako najwierniejszy świadek głoszonych przekonań, to filar i wzór do naśladowania. Czy heroizm przeznaczony jest wyłącznie dla bohaterów o wyjątkowej świadomości, czy też stanowi moralny obowiązek każdego człowieka? Kościół katolicki opowiada się wprost za moralną powinnością. Błogosławiony Papież Jan Paweł II, w swojej Encyklice Veritatos Splendor, nie zachęca do męstwa w imię wiary, lecz wskazuje, że miłość Boża każe przestrzegać Przykazań Bożych i nie pozwala ich łamać, nawet dla ratowania własnego życia.

Jakiś czas temu natknęłam się na artukuł o pastorze zamieszkującym bodajże Syrię (celowo nie zadaję sobie trudu przypomnienia szczegółów, gdyż o tych chciałabym raczej jak najszybciej zapomnieć), który nie chciał wyrzec się swojej wiary. Oprawcy ukrzyżowali więc jego dziesięcioletniego syna...  Czy Kościół ogłosi teraz świętym owego chłopca? Sądzę, że jedyną wolą tego dziecka w katuszach było pragnienie, by tatuś go uratował. To może tatusia kanonizujmy za zachowanie zimnej krwi? W końcu poświęcił syna niczym biblijny Abraham Izaaka! Zatrzymajmy się chwilę przy tym ostatnim. Czy aby na pewno głos rozkazujący złożenie w ofierze zamordowanie własnego, tak długo wyczekiwanego syna, z nieba pochodził? Śmiem twierdzić za pewnym księdzem (który - nota bene - mury zakonne opuścił), że Bóg odezwał się "w samą porę", by Abrahama od przerażającego czynu powstrzymać.

Wszelako jeśli postawa Abrahama i pastora godna jest pochwały, to przyznam za Sorenem Kierkegaardem: Nie mogę uczynić wysiłku wiary, nie mogę zamknąć oczu i rzucić się z ufnością w otchłań absurdu, jest to dla mnie niemożliwe (...). W świecie doczesnym Bóg i ja nie możemy jednak rozmawiać, nie mamy wspólnego języka.*

Wracając do szafy Kiszczaka. Przeanalizujmy sytuację, w której Lech Wałęsa rzeczywiście współpracował ze Służbami Bezpieczeństwa. Być może wizja zmian zaczęła się już rodzić w jego głowie. Co zatem robić? Dać się zabić dla sprawy, czy też przeczekać, podpisując lojalkę - by w stosownym momencie, gdy idea wolności będzie silniejsza, zrealizować jej postulaty? Pamiętajmy, że na szali stało nie tylko własne jego życie. W owym czasie był już mężem i ojcem. Czemu przeto nie próbuje się wytłumaczyć? ..Bo zrozumienia nie znajdzie. Dla świata wszystko jest białe lub czarne. Nie współpracował - dobry, współpracował - zły, okoliczności - bez znaczenia. 

Raz jeszcze podkreślam, że spekulacje moje nie są podparte żadnymi badaniami historycznymi! Próbuję zrozumieć i nie potępiać. Chęć przetrwania i afirmacja życia jest czymś naturalnym i właściwym dla istoty ludzkiej. Nie umniejszam jednak roli tych, którzy swoje życie poświęcili dla Ojczyzny. Wręcz przeciwnie - to dzięki nim mogę żyć w wolnej Polsce. Kładę zatem akcent na wyjątkowość ich czynu właśnie dlatego, że nie każdy byłby w stanie dokonać takiej ofiary. Jakkolwiek nie potępiam tych, którzy nie potrafili wyrzec się swojego życia dla innych. To, co Lech Wałęsa zrobił dla naszej wolności stanowi niezaprzeczalną wartość i za to go szanuję.
...Lecz kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień...





__________________________________________
*S. Kierkegaard, Bojaźń i drżenie

2 komentarze:

  1. Wielu miało "szansę". Szczęśliwie większość jej nie miała.
    Szczęśliwie dla siebie i dla reszty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z zainteresowaniem śledzę tę sprawę. Trochę smuci mnie zachowanie samego Wałęsy wydającego emocjonalne, wzajemnie się wykluczające oświadczenia, wpisy, etc. Jego domniemana współpraca w I połowie lat 70. z SBecją, nie umniejsza jego osiągnięć z lat 80. W moich oczach go nawet odbrązawia. Nie podoba mi się też retoryka, jakiej używa: "ja walczyłem, ja zrobiłem" etc., jakby stoczył jednoosobową walkę, a przecież tak nie było. Był liderem potężnego, ogromnie licznego ruchu.

    OdpowiedzUsuń